czwartek, 31 grudnia 2015

Był sobie książę

 
"Był sobie książę..." to tytuł powieści Rachel Hauck.
    Już wypożyczając ją w bibliotece, w towarzystwie syna, śmialiśmy się, że mnie  marzy się książę , a on nie pogardziłby księciem, w roli ojczyma.
   Myślę, że jeśliby przeprowadzić ankietę z pytaniem - komu marzyłby się związek z księciem? Odpowiedź brzmiałaby - wszystkim. Pytając - komu spełniło się to marzenie? Odpowiedź brzmiałaby - nielicznym wybrańcom. I do grona tych nielicznych możemy zaliczyć Susanne, bohaterkę książki Rachel Hauck.
   Lektura bajkowa. Aż się cisną określenia: lekka, łatwa i przyjemna.
Jako że powieść wydało Wydawnictwo  Święty Wojciech, to i palec Boży przyłożony do końcowego happy endu.

 Pomarzyć dobra rzecz...

środa, 30 grudnia 2015

Charmant

   Piszę od niedawna, ale zauważyłam, że najlepiej mi wychodzi jak piszę zaraz po przeczytaniu książki. Może tak jest dlatego, że w czytaniu nie mam przerwy. Sięgając po nową lekturę jestem już w innym miejscu, z innymi bohaterami. Wrażenia z poprzedniej książki  się zacierają.
   Postaram się jednak wrócić do przeczytanego w okresie świątecznym "Francuskiego romansu" Jennifer Robson. Akcja powieści rozpoczyna się w lipcu 1914 roku i kończy wraz z zakończeniem wojny. Główną bohaterkę, Elizabeth poznajemy podczas balu wydanego na cześć jej brata Edwarda i jego narzeczonej. Rodzina Lilly, bo tak zdrobniale nazywano Elizabeth, to stara angielska arystokracja. Matka zarządza wszystkimi twardą ręką. Przyjaciel, jej brata, Robbi pochodzi z nizin społecznych. Mimo tego, że zdobył wykształcenie i jest cenionym chirurgiem to, w mniemaniu  matki, nie jest on odpowiednią partią dla Lilly. Wybucha wojna. Edward i Robbi wyruszają na front. W listach do siostry Edward sugeruje, aby napisała do Robbiego. Tak rozpoczyna się korespondencja Lilli i Robbiego. Korespondencja, która mobilizuje dziewczynę do podjęcia działań zmieniających jej życie.W dramatycznych okolicznościach Lilli opuszcza dom rodzinny i po wielu staraniach wyrusza na front, by znaleźć się blisko ukochanego. Robbi, który również kocha Lilli, jest zrozpaczony jej decyzją. Aby zmusić ją do powrotu do domu, odrzuca jej uczucie. Ona jednak z całym oddaniem wykonuje swoje niebezpieczne, wojenne zadanie. Momentem przełomowym w ich związku jest informacja o zaginięciu Edwarda. Cóż, myślę, że już dość tego streszczenia. Poczytajcie sami.

   Teraz o samej książce. Na początku lektury czujemy wręcz tchnienie arystokratycznego świata. Następnie coraz bardziej docierają do nas okropieństwa wojny. Możemy obserwować zmiany spowodowane działaniami wojennymi. Okazuje się, że to co w czasach pokoju wydawałoby się niemożliwe, w czasie wojny jest do przyjęcia. W końcu wraz  z bohaterami znajdujemy się na froncie.
    Bohaterowie romansu, Lilli i Robbi, to szczególna para. Lilly: "..mówiła, że zamierza podróżować po świecie, pójść na studia, a później zostać uczoną, a być może zaangażowaną dziennikarką...". Marzenia obce i niedostępne równolatkom z jej sfery. Robbi, to dżentelmen w każdym calu, po prostu charmant. Postać Robbiego nastraja do zadania pytania"..Gdzie ci mężczyźni, prawdziwi tacy,mmm, orły, sokoły, herosy!?"

sobota, 26 grudnia 2015

Losy kobiet


   
   Z czytaniem jestem do przodu, ale pisanie mi zalega. Dziś, wieczór drugiego święta. Szaleństwo świąteczne w odwrocie, mogę usiąść i napisać o tym, co ostatnio czytałam. W nawale przedświątecznych prac udało mi się przeczytać książkę Laili El Omari " Monsunowe dni".
   Znalazłam się w XIX wiecznych Indiach. Autorka pięknie oddaje koloryt tej krainy. Główny bohater Aiden jest wojskowym, a dokładniej szpiegiem. To on rozpoznaje miejsca i sytuacje zagrażające pokojowi. Jego zadania pozwalają nam poznać sytuację polityczną  Indii roku 1875. Podróże bohaterów przybliżaj nam ten egzotyczny kraj. Oczywiście powieść nie zawiera jedynie sytuacji geopolitycznej, tworzą ją przede wszystkim przedstawione postacie. Mnie poruszyły
 szczególnie  losy kobiet. Jeden z bohaterów powieści zwraca uwagę "...jak słabą i bezbronną istotą jest w tym społeczeństwie kobieta".
 Mamy więc:
 Gillian, która uwierzyła w zapewnienia miłości i opuściła dom rodzinny. Oczywiście facet ją zwiódł. Pozostała bez środków do życia. Walczyła dzielnie o przetrwanie. Aktem poddania była decyzja o powrocie do domu. Czy tam uzyskała pomoc, tego nie wiemy.
Aschley - jej grzechem było pochodzenie. Była Euroazjatką. Wyszła za mąż za brytyjskiego oficera, miała nadzieję, że jej tajemnica nigdy nie zostanie odkryta. Stało się jednak inaczej. Jej historia mogłaby stanowić odrębną piękną książkę.
Amelia - młoda wdowa, całkowicie zależna od woli teściów. Każdy jej nieprzemyślany krok to groźba odebrania dziecka.
Cynthia - uprzywilejowana żona plantatora herbaty. Kobieta o ciasnych horyzontach, która chętnie wykorzystuje swoją pozycję do zaszkodzenia innym.
 Bezimienna - 15-letnia wdowa  spalona na stosie mimo tego, że w roku 1829  brytyjczycy wydali zakaz rytuału sati, a akcja powieści to przecież rok 1875.
   I w końcu główna bohaterka Katrina. Mąż dostawał za mało pieniędzy od jej rodziny, więc postanowił się rozwieść. Przed sądem przedstawił fałszywych świadków jej cudzołóstwa. Zaprzeczył jakoby on był ojcem ich dziecka. Zniszczył dla pieniędzy doszczętnie reputacje swojej żony.
   Losy Katriny i Aidena krzyżują się. Ona bez perspektyw, skazana na mieszkanie kątem u brata, obawiająca się utraty syna. On zmęczony wojaczką, pozbawiony wsparcia rodziny. Czy to spotkanie dało im szczęście ? Przekonajcie się sami. Ja tylko stwierdzam, że po " Monsunowe dni" warto sięgnąć.

niedziela, 20 grudnia 2015

Domek dla lalek w roli głównej

   W powieści  Jessie Burton " Miniaturzystka" niepoślednią rolę odgrywa domek dla lalek. Jak poszperałam w internecie w kwestii domków dla lalek, w XVII wiecznej Holandii, okazało się, że istnieje do tej pory kredensowy domek dla lalek, wykonany ok. roku 1686-ok. 1710. Można go zobaczyć w Rijksmuseum. Domek ten został wykonany dla żony bogatego kupca Petronelli Oortmann. I właśnie Petronella Oortmann jest główną bohaterką powieści "Miniaturzystka".
   Jest rok 1686. Nella, bo tak częściej nazywana jest na kartach książki, jest 18-latką, wydaną za mąż, za bogatego kupca Johannesa Brandta. Przyjeżdża ze swojej rodzinnej miejscowości do Amsterdamu, do domu męża. Nie jest w ogóle przygotowana na to, co spotyka ją na miejscu. Drwiną wydaje się jej prezent otrzymany od męża. Prezentem tym jest domek dla lalek. Jest on wierną kopią ich siedziby. Nawiązuje jednak kontakt z miniaturzystką, aby uzupełnić wystrój wnętrz domku. I od tej pory domek zaczyna żyć własnym życiem. Petronella otrzymuje miniatury, których nie zamawiała, a które zapowiadają zdarzenia następujące w jej życiu. Zaczyna bać się każdej nowej przesyłki, pochodzącej od miniaturzystki. Rzeczywistość domku dla lalek nakłada się, na jakże skomplikowaną, sytuację rodzinną młodej małżonki. Krok po kroku odkrywa ona tajemnice męża. Są to odkrycia bardzo dla niej bolesne. Uświadamia sobie, że nigdy nie będzie dla Johannesa żoną w dosłownym tego słowa znaczeniu. Szokujące są również tajemnice szwagierki. Młoda kobieta w krótkim czasie przechodzi bardzo trudną szkołę życia. W akcie desperacji niszczy domek dla lalek. Nie chce, żeby domek decydował o jej losie. A jaki los życie jej zgotowało? Przekonajcie się sami.
   Książka jest interesująca od pierwszej do ostatniej strony. Nie mogłam się od niej oderwać.

sobota, 19 grudnia 2015

Czytanie i zwiedzanie

    Wydawnictwo Pascal wydało książkę Anny B. Kann pt. Powrót do Barcelony. Dlaczego zwróciłam uwagę na wydawnictwo, a to z tego powodu, że jest to wydawnictwo turystyczne. Książkę zaliczam jednak do "czytadeł". Powiązania z turystyką, jak najbardziej. Poznajemy dwa miasta Barcelonę i Lizbonę. Wraz z jedną z bohaterek odkrywamy ich uroki. Oglądane miejsca są opisane w licznych przypisach. Myślę, że gdyby je wypisać, to mielibyśmy wypisz wymaluj przewodnik po tych dwóch miastach.
    Sama książka to opowieść z życia dwóch sióstr.
 Maria pracuje w telewizji i pisze książkę. Ewa szuka spełnienia  poza granicami kraju.
   Historia Marii, pozwala wierzyć, że przypadkowe spotkanie może zaowocować pozytywną zmianą w życiu.
   Jeśli natomiast chodzi o historię Ewy, to trudno, ale jej wybory są dla mnie nie do przyjęcia. Czytanie historii Ewy budziło moje negatywne emocje. Rozumiem  chęć realizowania samej siebie, ale nie kosztem dzieci, a dokładniej pozostawienia dzieci. Jeśli odeszłabym od męża, to z dziećmi. Stąd wszystkie  dylematy Ewy dla mnie by nie istniały. Pewnie, każda z nas chciałaby być doceniana, adorowana, ale jak ma się dzieci, to one są najważniejsze. Oczywiście jest to moje subiektywne zdanie.
   Książkę jest trochę zawiła. Historie dwóch kobiet, fragmenty powieści Marii, liczne miejsca ( liczne przypisy). Nie ulega jednak wątpliwości, że po przeczytaniu chętnie pojechałabym do Lizbony i Barcelony.

poniedziałek, 14 grudnia 2015

Nie moje klimaty

    Autor David Nicholls, tytuł " Dobry początek ". Zaczęłam czytać i na dobry początek stwierdziłam, nie moje klimaty, ale zaczęłam, to i skończę.
    Przeżycia 18 - letniego Briana, związane z wchodzeniem w dorosłość mogą dotyczyć dużej populacji młodzieży, zarówno żeńskiej, jak i męskiej. Koniec szkoły. Pierwszy rok studiów. Pierwsza nieszczęśliwa miłość. Imprezowanie. Borykanie się z mankamentami urody, sylwetki. Odcięcie się od dawnych kolegów. Liczne postanowienia.
   Nie wiem dlaczego ktoś na okładce napisał, że "... ta książka nieźle Cię rozbawi."
Może mam inne poczucie humoru, ale wpadka za wpadką głównego bohatera nie była dla mnie śmieszna. Było mi go zwyczajnie żal. Sam Brian stwierdza, że posiadana przez niego wiedza książkowa, oceniana bardzo wysoko w szkole, nie przekłada się na mądrość życiową. Ma świadomość popełnionych błędów:
"Zawsze, gdy słyszę Edith Piaf śpiewającą Non, je ne regrette rien - nie mogę się oprzeć myśli: "O czym, u licha, ona mówi?". Ja żałuję nieomal wszystkiego. Zdaję sobie sprawę, że przejście w wiek dorosły jest trudne i czasami bolesne. Znajome jest mi pojęcie rytuałów przejścia, wiem, co oznacza termin literacki bildungsroman*, zdaję sobie sprawę, że jest to nieuchronne, iż spojrzę wstecz, na rzeczy, które wydarzyły się w mojej młodości, i na usta wpłynie mi ironiczny, pełen zrozumienia uśmiech." 
   W trakcie lektury mamy okazję zapoznać się z niektórymi pytaniami "Rozgrywek uniwersyteckich". Teleturniej ten przewija się w treści książki, a finałowa wpadka Briana, który znał pytania i odpowiedział zanim pytanie padło z ust prowadzącego, jest mi skądś znana.
   Książkę czyta się dobrze. Pewnie jeszcze lepiej z pozycji równolatka, a nie, jak w moim przypadku z pozycji babci.


Przypisy:
                                                                                                               
  •  Bildungsroman (z niem. powieść o formowaniu) – gatunek powieściowy powstały w czasie oświecenia w Niemczech, w którym autor przedstawia psychologiczne, moralne i społeczne kształtowanie się osobowości głównego i na ogół młodego bohatera.

piątek, 11 grudnia 2015

Książki z blogiem


   Po przeczytaniu " Miseczki szczęścia" rozglądałam się za innymi książkami Anety Rzepki. Znalazłam: Aneta Rzepka "Świat w pastelach Ingi".
   Autorka podobnie jak w " Miseczce .." wplotła w fabułę, bloga bohaterki.
   Gabriela jest osobą wykształconą. Pracuje w szkole. Na co dzień rozwiązuje liczne problemy swoich uczniów. W życiu prywatnym jest osobą zagubioną. Z poczynań swojego  egoistycznego, chamskiego, agresywnego małżonka  zwierza się na swoim blogu. Dla mnie ten blog to jest jej wołanie o pomoc.
   Rozumiem, że źle traktowana kobieta uzewnętrzniła swoje problemy poprzez internet. Przeraża mnie natomiast bezradność, która każe szukać pomocy w wirtualnym świecie, pomocy, która w rzeczywistości mogłaby nigdy nie nadejść. Dlaczego wykształcona, pracująca kobieta liczyła na pomoc li tylko przez bloga? Dlaczego nie szukała pomocy wśród otaczających ją ludzi, w instytucjach do tego przeznaczonych? Dlaczego wstyd powoduje taką blokadę, że kobiety biorą winę na siebie i nie działają racjonalnie? Myślę, że jeżeli nie byłoby tych wszystkich - dlaczego - to na pewno nie byłoby też konieczności realizowania programów zapobiegających przemocy w rodzinie.
    Kto udzielił Gabrysi wsparcia i pomocy? Przekonajcie się sami.
  Problem Gabrieli, to nie jedyny problem wymagający rozwiązania na stronach "Świata w pastelach Ingi". Napiszę tylko, że poruszane w powieści trudne, ludzkie sprawy znajdują szczęśliwe zakończenie. 
    Nie znam innych książek Anety Rzepki, jednak gdybym miała do wyboru te dwa w/w tytuły poleciłabym "Miseczkę szczęścia".
    Jestem pewna, że jeżeli na bibliotecznej półce znajdę coś tej autorki na pewno po to sięgnę.

środa, 9 grudnia 2015

Dzisiaj środa





    Dzisiaj środa. Nie wiem czy dzisiaj pisać. Dlaczego ?
   Sięgam, po cytat z powieści Heidi Rehn "Złoto czarownic"(czas akcji rok 1650): 
           "...-Środa nie jest dniem, w którym człowiek powinien wprowadzać się do nowego domu. Środa, w ogóle nie jest dobrym dniem na cokolwiek, a już najmniej na coś nowego. Trzeba unikać podróży, nie piec chleba i nie wychodzić w pole. Tego dnia nie należy też najmować nowych służących i pachołków i sprzątać domu." 
   Nie tylko środa była złym dniem, co rusz w powieści przewijała się informacja o złym dniu. Wszystkich złych dni należało unikać, bo nie przestrzeganie ich mocy przynosiło nieszczęście. 
   Przesądy od wieków towarzyszyły naszemu życiu i oczywiście istnieją do dziś. Nie lubimy, gdy kot przebiegnie drogę, gdy jest piątek trzynastego. Nie bierzemy ślubów we wszystkie miesiące roku, nie wspomnę o posiadaniu w tym dniu czegoś starego, pożyczonego itd. Mogłabym jeszcze mnożyć przykłady, ale nie o to mi chodzi. Chodzi mi o fakt, że nasze współczesne "strachy" nikogo nie zaprowadzą na stos, a w roku 1650 i owszem. Magdalenie, w ostatniej chwili udało się umknąć przed karą śmierci, gdy rzucono na nią oskarżenie o czary. Posiadanie przez nią naszyjnika z bursztynem stanowiło dodatkowo obciążający ją dowód . Bursztyn nazywano "złotem czarownic". Jeśli więc go posiadała, była czarownicą. 
   Super ja też jestem czarownicą i pewnie nie jedna z was. Posiadamy bowiem biżuterię z bursztynu. Osobiście bardzo ją lubię. Mam bursztyny w różnych kolorach. Większość dostałam od męża, który podzielał moje zamiłowanie do bursztynu. Jak tylko nauczę się wklejać zdjęcia , to na tej stronie umieszczę moje bursztyny.
   Zaczęłam moje pisanie od złych dni i czarów, bo dzisiaj środa. Wracam do treści "Złota czarownic." Powieść ta, to dalszy ciąg losów Magdaleny i Ericka, które śledziliśmy w powieści "Bursztynowy amulet". Pisałam o niej w poście pt. Nie wiem. Wojna trzydziestoletnia się zakończyła. Magdalena i Erick wraz z córką Carlottą osiadają we Frankfurcie. Erick para się kupiectwem, a Magdalena, nawykła do życia w taborze, próbuje sprostać obowiązkom mieszczki.Ten czas stabilizacji nie trwa długo. Erick wyrusza na kupiecki szlak, a Magdalena jest zmuszona podążyć, tak jak w czasie wojny, za nim. Razem z Magdaleną przebywamy niebezpieczną, pełną przygód drogę z Frankfurtu do Konigsbergu. W Konigsbergu( Królewcu) wszystko się zaczęło. Tam mała Magdalena spotkała Ericka. Powrotem do tego miejsca autorka zatacza krąg życia bohaterów. Erick tam na zawsze opuścił Magdalenę:
"...jej oczy zawisły na dacie śmierci Ericka. Siedemnasty czerwca to był zły dzień. W dodatku w tym roku przypadał na poniedziałek...Takie niedobre dni niosą ze sobą nieszczęście...Erick już nie był Zamarzniętym z legendy".
    Czy więc po tylu latach trudów i tułaczki, po utracie Ericka, Magdalena nie ma już szans na szczęście? Zapraszam do lektury.
   Wspomniana w książce legenda o Zamarzniętych skojarzyła mi się z filmem "Niezniszczalni". Bruce Willis wcielił się tam w postać człowieka, którego śmierć się nie ima. W powieści Erick też parokrotnie, mimo ciężkich ran, wymykał się śmierci. Wydawało się, że jest Zamarznięty czyli niezniszczalny.
   I jeszcze jedno zdanie. Erick bardzo lubił nowy napój...kawę. Popieram jego gust. Bez kawy ani rusz.
    Brakuje mi wielu umiejętności praktycznych potrzebnych w czasie pisania. Dziś oprócz zdjęć, nie wiem jak umieścić w  wyrazie Konigsberg te dwie kropki nad "o". Jak się douczę to poprawię.
cdn

niedziela, 6 grudnia 2015

Ta jedna sztuka

   " Ta jedna sztuka" to tytuł wiersza Elisabeth Bishop zacytowanego w książce Agaty Kołakowskiej "Wszystko co minęło". Wiersz mówi o stratach, a życie Justyny to pasmo strat. Wpierw ojciec odchodzi od rodziny bez słowa pożegnania, potem matka stacza się w chorobę alkoholową, a gdy już jest trochę lepiej, zapada na śmiertelną chorobę i umiera, potem siostra, obrażona na wtrącanie się do jej życia, zrywa kontakty, potem podwójna strata, bo zdrada -  męża i  najlepszej przyjaciółki. Ciężar strat jak na jedną osobę ogromny. Justyna postanawia zerwać z dotychczasowym życiem. Wyjeżdża, podejmuje nową pracę. Takie wyjście uznaje za jedyne możliwe. Pragnie odizolować się od ludzi nie nawiązując żadnych kontaktów. Nie chce być narażoną na kolejne straty i rozczarowania.  Przecież można odgrodzić się grubym murem od otaczającego nas świata. Tylko czy izolacja jest tym czego od życia oczekujemy? Czy ludzie wokół nie zmuszą bohaterki do zaangażowania się w nowe przyjaźnie i zobowiązania. Jakie wyzwania postawiło Justynie nowe miejsce i napotkani ludzie przekonajcie się sami. Warto.

 A  poetka tak napisała w wierszu :

W sztuce tracenia nie jest trudno dojść do wprawy;
tak wiele rzeczy budzi w nas zaraz przeczucie
straty, że kiedy się je straci - nie ma sprawy.

Trać co dzień coś nowego. Przyjmuj bez obawy
straconą szansę, upływ chwili, zgubione klucze.
W sztuce tracenia nie jest trudno dojść do wprawy.

Trać rozleglej, trać szybciej, ćwicz - wejdzie ci w nawyk
utrata miejsc, nazw, schronień, dokąd chciałeś uciec
lub chociażby się wybrać. Praktykuj te sprawy.

Przepadł mi gdzieś zegarek po matce. Jaskrawy
blask dawnych domów? Dzisiaj - blady cień, ukłucie
w sercu. W sztuce tracenia łatwo dojść do wprawy.

Straciłam dwa najdroższe miasta - ba, dzierżawy
ogromniejsze: dwie rzeki, kontynent. Nie wrócę
do nich już nigdy, ale trudno. Nie ma sprawy.

Nawet gdy stracę ciebie (ten gest, śmiech chropawy,
który kocham), nie będzie w tym kłamstwa. Tak, w sztuce
tracenia nie jest wcale trudno dojść do wprawy;
tak, straty to nie takie znów (Pisz!) straszne sprawy.

   Przy okazji dowiedziałam się, że właśnie ten wiersz był obowiązkowym tematem na maturze 2015. Sądząc z liczby wpisów fakt ten wzbudził niemałe emocje wśród internautów.
cdn

wtorek, 1 grudnia 2015

Rodzina

       Porzekadeł o rodzinie jest sporo: z  rodziną najlepiej na zdjęciu, rodziny się nie wybiera itp. Trój-pokoleniowy obraz rodziny zamieszkującej pod jednym dachem też odchodzi do przeszłości.
     Dbanie o wspólnotę rodzinną to zadanie trudne , wymagające wielu działań skierowanych na scalaniu różnych charakterów, poglądów. Sama widzę, że współczesny świat oferujący tyle możliwości i atrakcji, odsuwa spotkania rodzinne na dalszą pozycję. Różnie też bywa z pozycją seniora rodu. Babcię, dziadka  się kocha, ale ze słuchaniem to już inna historia.
    Obraz rodziny z powieści " Trzy panny młode" Cynthii Ellingsen, to obraz, który nie jeden z nas przeniósłby do swojej rzeczywistości. Córka i wnuczka poddają się bez sprzeciwów woli seniorki rodu. Czynią to w imię miłości do matki i babci. To starsza pani podsuwa  pomysł potrójnego ślubu, organizując uroczystość z iście wojskową precyzją. Punkt po punkcie odhacza załatwione sprawy.
    I dobrze, że autorka nie rozwinęła fabuły opierając się li tylko na tym schemacie, bo byłoby już całkiem "słodko".
     Do planowanego ślubu, w finale... kroczy szczęśliwa babcia.
 To też dla mnie zbyt proste. Już parokrotnie zetknęłam się z sytuacją, że związkowi osób nazwę to dojrzałych sprzeciwiają się dorosłe dzieci.
     Myślę jednak, że ta książka nie służy roztrząsaniu problemów psychologicznych, ale po prostu ma nas bawić i poprawić humor.
   Nie wszystko ułożyło się według scenariusza najstarszej kobiety w tej rodzinie, ale i tak szczęśliwie. Co ze ślubem córki i wnuczki? Przekonajcie się sami.
      Miałam wręcz  wyrzuty, że pozwalam sobie na rozrywkę, wynikającą z czytania tej książki, gdy moja rzeczywistość jest taka przygnębiająca. Z drugiej strony, przecież książka to lekarstwo na trudy codzienności, a lekarstwa trzeba zażywać.
cdn

sobota, 28 listopada 2015

Nie wiem

   Nie wiem czy wam  zdarza się , że przyniesiecie z biblioteki książkę , która okazuje się wcześniej już przez was przeczytana. Mnie i owszem. Nie mam głowy do tytułów, nie prowadzę też ewidencji przeczytanych książek. Jestem wzrokowcem i częściej kojarzę okładkę, niż tytuł, czy autora. Dlatego gdy zobaczyłam wśród książek przyniesionych mi przez Jasia z biblioteki powieść Heidi Rehn " Kobieta z bursztynowym amuletem" byłam pewna, że kiedyś już ją czytałam. Fakt ten nie przeszkodził mi zajrzeć do niej po raz drugi.
    Akcja książki przypada na lata 1631-1648, końcowe lata trwania wojny trzydziestoletniej. Przedstawiony obraz ówczesnej rzeczywistości jest przytłaczający: bieda, głód, choroby, okaleczenie, śmierć to chleb powszedni żołnierzy i przemieszczającego się wraz z armią taboru. Na tym, jakże dynamicznym tle, śledzimy losy  Magdaleny i Ericka. Razem z wojskiem przemierzają oni drogę z Magdeburga do Frankfurtu nad Menem.
    Magdalena wraz z  mistrzem Johannem i pomocnikiem Rupprechtem to najlepsza trójka felczerów w regimencie. Podczas lektury możemy poznać ich prymitywne metody leczenia, stosowane specyfiki i warunki w jakich prowadzą swoje operacje.
    Erick jest pomocnikiem ciesielskim.
   Tytułowy bursztynowy amulet Erick ofiarował Magdalenie podczas ich pierwszego spotkania. Naszyjnik był pamiątką po jego matce.
   Magdalena :
 "...Kochała go...Od czasu ich pierwszego spotkania, gdy stracił swoją rodzinę podczas  "magdeburskiego wesela ", jak nazwano tę rzeź, i uratował ją z ruin płonącego miasta...Na wiele lat stracili się z oczu, aż odnaleźli się dopiero tej wiosny...".
    Wspólnej przyszłości młodych przeciwny jest ojciec Magdaleny. Nawet na łożu śmierci mówi:
  "...Obiecaj, że zapomnisz o Ericku".
     Magdalena nie złożyła przyrzeczenia i mimo licznych przeciwności losu dążyła do ponownego spotkania z Erickiem:
"... zawsze cię znajdę, nieważne, gdzie się podziewasz, i nieważne, czy znam twoje tajemnice. Po prostu nie uciekniesz ode mnie."
    Na koniec jeszcze taka refleksja. Wśród wielu scen wojennego okrucieństwa, utkwił mi obraz publicznej egzekucji. Skąd u ludzi taka chęć oglądania czyjegoś bólu i cierpienia. Nie mogę zrozumieć tłumów oglądających maltretowanych skazanych. Nie wspomnę o zabieraniu na takie widowisko dzieci.
   cdn

piątek, 27 listopada 2015

Rozważania

    Zadałam sobie parę zadań do realizacji. W ciągu dwóch dni plan wykonałam.
Od pół godziny zabieram się do pisania rozważań na temat sprzątania spiżarki, ale oczywiście przedtem pasjans. Cóż nałóg jak każdy inny.
      Powiecie jakie mogą być przemyślenia przy sprzątaniu spiżarki?
   Przede wszystkim wspomnienia.  Gdzie te czasy  gdy własne zaprawy były na wagę złota. Nie wspomnę ile przerobiłam worków ogórków, koszyków truskawek, ile usmażyłam musów jabłkowych i powideł śliwkowych, ile zamarynowałam  pieczarek i innych zdobycznych grzybków. Pewnej wyprawy (5 km) po wiaderko wiśni nigdy nie zapomnę. Na kierownicy roweru zawieszone wiaderko wiśni, dziecko w koszyczku na bagażniku. Oczywiście wiaderko  spadło, wiśnie się posypały. Chwała Panie, że nie dziecko i tyle było z planowanych dżemików.
   Teraz po dżemik idę do sklepu, a ze spiżarki uprzątam słoiki z niewiadomą zawartością.
   No jeszcze dylemat ekologiczny, gdzie to wszystko wyrzucić? Pro-ekologicznie to trzeba by zawartość słoików opróżnić, słoiki umyć i do szkła, wieczka do metali. No nie wiem, czy nie wolę poczytać(albo pasjansik), a słoiczki w komplecie fru do kubła.
   W ogóle, posiadanie miejsca do chomikowania rzeczy jest zgubne. Pozostawiłam: starą sokowirówkę (wiek 37 lat, może się przyda), żarówki( nie wiadomo do jakich lamp), mocny sznur (a nóż będzie trzeba kogoś związać, o innym makabrycznym celu nie wspomnę), termos z pompką( nie chce mi się sprawdzać czy działa ... niech jeszcze siedzi).
   Wolę nie myśleć, ile w moim domu jest jeszcze miejsc z takimi różnymi "skarbami". Jak chciałabym je wszystkie posprzątać, to nici z czytania. No, ale człowiek musi mieć jakieś priorytety. Prawda ?
cdn

wtorek, 24 listopada 2015

Skaldowie śpiewali

        Skaldowie śpiewali :"... nie mam chęci do roboty  ani rano ni wieczorem..."
   I ja wczoraj miałam taki dzień. Wykonałam codzienne obowiązki, poczytałam , pograłam w pasjansa i mahjonga, potem siadłam do pisania i też nie miałam nastroju do pisania. Dzień przesypał mi się przez palce jak piasek. Podczas nocnego czuwania obiecałam sobie, że dzisiaj zmobilizuję się do pracy. Posprzątam spiżarkę, pojadę do sklepu, zadzwonię do zegarmistrza i coś napiszę.
   Na razie realizuję ostatni punkt i piszę.
   Wczoraj przeczytałam książkę jednej z moich ulubionych autorek  Jayne Ann Krentz , znanej również jako Amanda Quick. Tytuł mojej lektury  to "Droga nad rzeką".
   Lucy i Mason po raz pierwszy spotykają się, gdy ona jest małolatą, a on poważnym 19-latkiem. Dzięki interwencji Masona, Lucy unika traumatycznych przeżyć, które zaważyłyby na całym jej życiu. Ich losy rozchodzą się. Ponownie spotykają się trzynaście lat później.
    Mason Fletcher wraz z bratem prowadzą firmę konsultingową, zajmującą się doprowadzaniem do końca nierozwiązanych spraw. Dorosła Lucy Sheridan pracuje w prywatnej firmie detektywistycznej, w dziale badań genealogicznych. Praca jej działu polega na poszukiwaniu zaginionych spadkobierców. Pewnego dnia sama zostaje spadkobierczynią.
   Powrót do odziedziczonego po ciotce domu powoduje lawinę zdarzeń, które nieodmiennie łączą się z wydarzeniami z przeszłości.
   Praca, którą na co dzień wykonują bohaterowie pozwala im rozwikłać kryminalne zagadki łączące przeszłość i teraźniejszość. Trup ściele się gęsto. A właściciel winnicy ma być szanse zamordowany ... korkociągiem(i cóż z tego, że zabytkowym).
   Oczywiście badaczka i konsultant mają się ku sobie, a prowadzone dochodzenie cementuje ich związek. Ona w przeszłości miała problemy z zaangażowaniem się w związek. On jest po rozwodzie, którego przyczyną była nieumiejętność komunikacji. Wspólnie radzą sobie świetnie z tymi mankamentami. Ona się angażuje, a on komunikuje.
    Może to moja wczorajsza chandra, ale nie do końca podobała mi się  " Droga nad rzeką ".
    A może przydałaby się wspomniana w książce terapia kognitywna i wszystko byłoby ok.
cdn

    

sobota, 21 listopada 2015

Zbieg okoliczności

     Wczoraj  oglądając Teleexpress dowiedziałam się , że Nowa Zelandia wybiera nową flagę . Powiecie i co z tego ? No cóż po prostu zbieg okoliczności .Akcja książki , z której wrażeniami chcę się z wami podzielić , rozgrywa się właśnie w Nowej Zelandii. Jest to :
" Pieśń Maorysów " Sarah Lark.
      Powieść (644 strony ) podzielona jest na części, które określają równocześnie czas i miejsce akcji.
 Ich tytuły to  :
1. Queenstown,Canterbury Plains 1893
2. Z własnej woli...Queenstown, Lake Pukaki, Canterbury Plains 1894-1895
3. Ucieczka Cantenbury Plains, Greymouth na Zachodnim Wybrzeżu 1896
4. Uzdrowienie Greymouth koniec1896 - początek 1898
5. Głosy duchów Greymouth, Otago, Blenheim, Christchurch
       Tak w ogóle to dla Europejczyków Nową Zelandię odkrył w  II połowie XVIII w. James Cook. Obecnie zdecydowaną większość stanowi ludność pochodzenia europejskiego , a rdzenna ludność Maorysi są w zdecydowanej mniejszości.
       Jedna z bohaterek powieści  tak przedstawia historię wyspy :
 " ...- Nie musi pan przepraszać za to, że Maorysi są "tubylcami"- odparła - Poza tym to w ogóle nieprawda. Oni również tu przywędrowali. W dwunastym wieku, z jednej z polinezyjskich wysp, którą nazywali Hawaiki. Która to dokładnie była wyspa nie wiadomo. Za to w przekazach zachowały się nazwy łodzi, na których przypłynęli. Moi przodkowie, na przykład, przybyli do Aotearoa na "Uruau".
     -Aotearoa to wasza nazwa Nowej Zelandii, prawda ? Oznacza...
     -Wielka Biała Chmura....
Pierwszy osadnik tutaj nazywał się Kupe, a jego żona Kura-maro-tini.....Noszę imię po niej..."
           W powieści rzadko pojawia się pełne imię tej, mającej ze strony matki maoryskie korzenie dziewczyny .Najczęściej nazywano ją po prostu Kurą. Skojarzenia ze zwykłą kurą odbiegają diametralnie od opisanej postaci. Mimo , że miała tylko 15 lat postrzegam ją jako egocentryczkę, bezwzględną w dążeniu do realizacji swoich celów.
           A co było największym marzeniem Kury ? Wyjazd do Anglii i występy na największych scenach operowych.
          Czy marzenia Kury się spełniły ?   Oczywiście odsyłam do książki, ale jako, że nie przepadam za takimi charakterami jak Kura to jedynie stwierdzę, że życie jej wredny charakter naprostowało.
      Równolegle śledzimy losy drugiej dziewczyny , notabene kuzynki Kury - Elaine. Odczuwałam wewnętrzny sprzeciw  w czasie lektury, że tak okrutnie doświadczał los tę miłą dziewczynę.
       Burzliwe losy tych dwóch młodych kobiet splatają się.
        Po lekturze "Pieśni Maorysów" ,jeżeli miałabym określić ją jednym słowem , to powiedziałabym mroczna. Szczególnie trzy pierwsze części są" thrillerowate" . Powieść trzyma w napięciu do ostatnich stron.
       I jeszcze jedno. Nie trudno wyobrazić mi sobie krajobrazów opisywanych w powieści .
       Jaka to magiczna kraina świadczy fakt, że właśnie tam kręcono Władcę Pierścieni i Opowieści z Narni.
        Krajobraz jest bardzo zróżnicowany ogromne równiny, obszary trawiaste, góry ,fiordy itp itd.
       Jeśli oglądacie adaptacje filmowe  książek Emilie Richards w  Romans TV, to możecie również podziwiać te przepiękne widoki       cdn


środa, 18 listopada 2015

Gdy zajrzałam ...

       Gdy zajrzałam na stronę wydawnictwa  Amber w zakładkę romans historyczny, znalazłam ponad 100 tytułów. Większość jest mi znana, bo... przeczytana.
      Sięgając na biblioteczną  półkę po książki tej serii nieodmiennie uśmiecham się i pierwsze co przychodzi mi na myśl to słowa popularnej kołysanki "Na Wojtusia z popielnika iskiereczka mruga ,chodź ,opowiem ci bajeczkę.." i oczywiście to co dalej "...była sobie raz królewna, pokochała grajka , król wyprawił im wesele i skończona bajka " .
     Pewnie ,że każdy tytuł to inna wersje bajki , ale to co nieodmienne , to dobre zakończenie...i żyli długo i szczęśliwie.
      Lubię taką lekturę po ciężkim pracowitym dniu, albo gdy mam doła .
      Optymistyczne zakończenie, nawet w bajce pociesza. Perypetie bohaterów bawią.     
        Współcześnie trudno byłoby napisać książkę  wzorując się na " Różach miłości ", gdyż nie wyobrażam sobie  20-latki z XXI w. nie znającej praktycznej strony "kwestii rozmnażania ".
        Sarah Mac Lean wykorzystała w swej opowieści  nieświadomość XIX w. panienek wstępujących w związek małżeński.
        Fizyczna strona miłości to temat, który teoretycznie chce poznać  dociekliwa bohaterka powieści. Jest ona osobą pragmatyczną, dla której zgłębianie wybranego tematu ma znaczenie pierwszorzędne. Kogóż wybiera w celu uzyskania informacji ,a no tego, o którym dużo mówi się na salonach w kontekście spraw damsko - męskich.
        Panna Philippa chciała, na dwa tygodnie przed ślubem ,uzyskać odpowiedzi na swoje pytania u właściciela kasyna Upadły Anioł i ...
....nie tyko poznała teorię ,ale również odbyły się zajęcia praktyczne .
     A w efekcie" upadły anioł" zakochał się.
     No oczywiście nie było to takie proste, było wiele trudności, zawirowań akcji .
     Ale jako, że jest to romans historyczny ...
... finał :
 "..Jego oczy płonęły namiętnością i obietnicą. - W imię miłości."...i ...
  "... i skończona bajka"    cdn
                                 
   Na marginesie , z tytułem" Róże miłości" skojarzyła mi się reklama róż długowiecznych .
Są żywe nawet 5 lat .Śledząc informację ,którymi jesteśmy bombardowani, o długości współczesnych związków ,szczególnie celebrytów, to trwałość róż jest dłuższa niż trwałość niektórych związków ???

wtorek, 17 listopada 2015

Lubicie lody ?

      Lubicie lody ? Ja bardzo. Ilekroć jest to możliwe, bez względu na porę roku, wstępuję do mojej ulubionej lodziarni, rozgrzeszam się z kalorii i konsumuję. Mam swoje ulubione rodzaje : fistaszkowe, bakaliowe ,pistacjowe, don vito. Oczywiście jest jeszcze wiele innych smaków, ale mimo mnogości oferty ,lodów lawendowych wsród nich nie widziałam .Może gdzieś bywają. Na pewno natomiast znajdziecie przepis na nie na końcu książki.
      Nina George tak pisze o zamieszczonych przepisach : " Kuchnia Prowansji...znajdujące się tutaj przepisy to typowe dla tego regionu potrawy, których aromaty i barwy towarzyszą bohaterom powieści ".
      Można więc poeksperymentować we własnej kuchni , poczuć zapachy i smaki Prowansji. Jeśli się na to zdecydujecie życzę smacznego.
    " Lawendowy pokój " to nie tylko " zachwycająca historia o miłości, która przywraca do życia ", to również przepisy kuchni Prowansalskiej i ... na końcu mamy jeszcze " Aptekę Literacką Jeana Perdu od Adamsa do Twaina ".
      Wszystkie polecane specyfiki=tytuły opatrzono  informacją o zastosowaniu i skutkach ubocznych , przecież pamiętamy, że ..." lek niewłaściwie stosowany zagraża Twojemu zdrowiu lub życiu."
       A jak wam się podoba to zalecenie : "...przyjmować przez wiele dni w lekkostrawnych dawkach ( około 5-50 stron). W miarę możliwości z opatulonymi nogami i/lub kotem na kolanach. ".
       Ja zaleconą  dawkę trochę zwiększyłam, za to zrezygnowałam z kota.

       Czas opuścić "Lawendowy pokój " jeśli czujecie niedosyt informacji na jego temat sami do niego wstąpcie. Ja udaję się do XIX-wiecznego Londynu  i kasyna Upadły Anioł .

        Tytuł - Róże miłości, autorka - Sarach MacLean   cdn


poniedziałek, 16 listopada 2015

Nie wierzę ...

Nie wierzę ,że nawet po latach mąż i kochanek okazują sobie pełne zrozumienie , że ten pierwszy nie może wybaczyć nieobecności tego drugiego przy łożu śmierci JEGO żony.
Mam prawo nie wierzyć ? Myślę, że mam.
  Ale, ale  miałam pisać o podróży.
       Wczoraj wyruszyłam w rejs z Paryża do Awinion. Cóż to była za podróż , pełna refleksji , przygód, interesujących przystanków . Podróż, w czasie której pojawiają się nowe postacie a co za tym idzie nowe wątki...Nie mam zamiaru streszczać niczego jedynie chcę podzielić z wami pewnymi spostrzeżeniami.
       Ciekawe czy u nas udałoby się" zapłacić " książką za mandat , za bilet wjazdu na autostradę lub za cokolwiek( można by przeprowadzić takie badania ale co do ich wyniku jestem pesymistycznie nastawiona) .
      Oczarowała mnie idea spotkań tangueros ,chętnie odwiedziłabym takie miejsce i popatrzyła na tango w wykonaniu tych pasjonatów tego tańca.
     Nie chciałabym mieć dostępu do Biblioteki Liści Palmowych ,w której na jednym liściu opisano by całe moje życie. Cóż by to było za życie bez marzeń, oczekiwań , wszystko z góry wiadomo.
     Bardzo podoba mi się wymyślone słowo " życzenistość "czyż nie lepiej żyć w niej a nie w rzeczywistości.   
    Napisałam ,że Lawendowy pokój to książka o księgarzu i jego miłości do książek ale to nieprawda. miłość do książek to jedynie tło dla historii  miłości do kobiety . Czy w tej książce zawarta jest historia jednej miłości ? Przekonajcie się sami.
    Na koniec, oczywiście zawsze jest jakieś ale - nie wierzę jw.    cdn                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                             

niedziela, 15 listopada 2015

Może jednak ...

Może jednak coś napiszę ...może od czasu do czasu...

Dzisiaj mobilizuje mnie fakt , że to ty synu przygotowałeś mi zaplecze techniczne mojego pomysłu i na pewno na utworzoną stronę zajrzysz .Cóż w pewnym wieku żeby zacząć pisać bloga nie wystarczą "swoje lata"(których dużo posiadam )lecz umiejętności techniczne, które są u mnie mizerne.

  O czym będę pisać ?
Oczywiście  przede wszystkim o czytaniu. Jak to powiedziałeś synu o romansidłach .Przepraszam ,że do fantasty nie mogę się przekonać chociaż tę książkę Sapkowskiego, którą ofiarowałeś mi lata temu pod choinkę przeczytałam a i w moje romansidła też fantasty się wprowadziło.

Co dzisiaj na tapecie ?
Lawendowy pokój Niny George.


   Nie wybrałam tej książki sama, prosiłam Jasia, żeby oddał przeczytane książki do biblioteki a przyniósł mi coś nowego. On nie wie ,że dzisiaj coś tu piszę o książkach i przyniósł mi książkę ... o księgarzu, jego miłości do książek . O księgarzu, który nazwał swą księgarnie na wodzie Apteka Literacka i tak jak nazwa wskazuje polecał książki by leczyły dolegliwości dnia codziennego.
       Ja z tych leków korzystam codziennie już od lat, myślę, że z bardzo dobrym efektem chociaż obserwuję skutki uboczne - czasem coś jest nieposprzątane...
        Pamiętam jak wybierałam cytat na któryś jubileusz biblioteki i ten najbardziej do mnie przemówił :
"Książki są bramą, przez którą wychodzisz na ulicę, mówiła Patricia. Dzięki nim uczysz się, mądrzejesz, podróżujesz, marzysz, wyobrażasz sobie, przeżywasz losy innych, swoje życie mnożysz razy tysiąc. Ciekawe, czy ktoś da ci więcej za tak niewiele. Pomagają też odpędzić różne złe rzeczy - samotność, upiory i tym podobne gówna. Czasem się zastanawiam, jak możecie znieść to wszystko wy, które nie czytacie ?" (Arturo Perez-Reverte - Królowa Południa )
      Ja czytam. Czytam  Lawendowy pokój  i z panem Perdu wyruszam jego pływającą księgarnią w podróż .. cdn