Odwiedzane przeze mnie

sobota, 28 listopada 2015

Nie wiem

   Nie wiem czy wam  zdarza się , że przyniesiecie z biblioteki książkę , która okazuje się wcześniej już przez was przeczytana. Mnie i owszem. Nie mam głowy do tytułów, nie prowadzę też ewidencji przeczytanych książek. Jestem wzrokowcem i częściej kojarzę okładkę, niż tytuł, czy autora. Dlatego gdy zobaczyłam wśród książek przyniesionych mi przez Jasia z biblioteki powieść Heidi Rehn " Kobieta z bursztynowym amuletem" byłam pewna, że kiedyś już ją czytałam. Fakt ten nie przeszkodził mi zajrzeć do niej po raz drugi.
    Akcja książki przypada na lata 1631-1648, końcowe lata trwania wojny trzydziestoletniej. Przedstawiony obraz ówczesnej rzeczywistości jest przytłaczający: bieda, głód, choroby, okaleczenie, śmierć to chleb powszedni żołnierzy i przemieszczającego się wraz z armią taboru. Na tym, jakże dynamicznym tle, śledzimy losy  Magdaleny i Ericka. Razem z wojskiem przemierzają oni drogę z Magdeburga do Frankfurtu nad Menem.
    Magdalena wraz z  mistrzem Johannem i pomocnikiem Rupprechtem to najlepsza trójka felczerów w regimencie. Podczas lektury możemy poznać ich prymitywne metody leczenia, stosowane specyfiki i warunki w jakich prowadzą swoje operacje.
    Erick jest pomocnikiem ciesielskim.
   Tytułowy bursztynowy amulet Erick ofiarował Magdalenie podczas ich pierwszego spotkania. Naszyjnik był pamiątką po jego matce.
   Magdalena :
 "...Kochała go...Od czasu ich pierwszego spotkania, gdy stracił swoją rodzinę podczas  "magdeburskiego wesela ", jak nazwano tę rzeź, i uratował ją z ruin płonącego miasta...Na wiele lat stracili się z oczu, aż odnaleźli się dopiero tej wiosny...".
    Wspólnej przyszłości młodych przeciwny jest ojciec Magdaleny. Nawet na łożu śmierci mówi:
  "...Obiecaj, że zapomnisz o Ericku".
     Magdalena nie złożyła przyrzeczenia i mimo licznych przeciwności losu dążyła do ponownego spotkania z Erickiem:
"... zawsze cię znajdę, nieważne, gdzie się podziewasz, i nieważne, czy znam twoje tajemnice. Po prostu nie uciekniesz ode mnie."
    Na koniec jeszcze taka refleksja. Wśród wielu scen wojennego okrucieństwa, utkwił mi obraz publicznej egzekucji. Skąd u ludzi taka chęć oglądania czyjegoś bólu i cierpienia. Nie mogę zrozumieć tłumów oglądających maltretowanych skazanych. Nie wspomnę o zabieraniu na takie widowisko dzieci.
   cdn

piątek, 27 listopada 2015

Rozważania

    Zadałam sobie parę zadań do realizacji. W ciągu dwóch dni plan wykonałam.
Od pół godziny zabieram się do pisania rozważań na temat sprzątania spiżarki, ale oczywiście przedtem pasjans. Cóż nałóg jak każdy inny.
      Powiecie jakie mogą być przemyślenia przy sprzątaniu spiżarki?
   Przede wszystkim wspomnienia.  Gdzie te czasy  gdy własne zaprawy były na wagę złota. Nie wspomnę ile przerobiłam worków ogórków, koszyków truskawek, ile usmażyłam musów jabłkowych i powideł śliwkowych, ile zamarynowałam  pieczarek i innych zdobycznych grzybków. Pewnej wyprawy (5 km) po wiaderko wiśni nigdy nie zapomnę. Na kierownicy roweru zawieszone wiaderko wiśni, dziecko w koszyczku na bagażniku. Oczywiście wiaderko  spadło, wiśnie się posypały. Chwała Panie, że nie dziecko i tyle było z planowanych dżemików.
   Teraz po dżemik idę do sklepu, a ze spiżarki uprzątam słoiki z niewiadomą zawartością.
   No jeszcze dylemat ekologiczny, gdzie to wszystko wyrzucić? Pro-ekologicznie to trzeba by zawartość słoików opróżnić, słoiki umyć i do szkła, wieczka do metali. No nie wiem, czy nie wolę poczytać(albo pasjansik), a słoiczki w komplecie fru do kubła.
   W ogóle, posiadanie miejsca do chomikowania rzeczy jest zgubne. Pozostawiłam: starą sokowirówkę (wiek 37 lat, może się przyda), żarówki( nie wiadomo do jakich lamp), mocny sznur (a nóż będzie trzeba kogoś związać, o innym makabrycznym celu nie wspomnę), termos z pompką( nie chce mi się sprawdzać czy działa ... niech jeszcze siedzi).
   Wolę nie myśleć, ile w moim domu jest jeszcze miejsc z takimi różnymi "skarbami". Jak chciałabym je wszystkie posprzątać, to nici z czytania. No, ale człowiek musi mieć jakieś priorytety. Prawda ?
cdn

wtorek, 24 listopada 2015

Skaldowie śpiewali

        Skaldowie śpiewali :"... nie mam chęci do roboty  ani rano ni wieczorem..."
   I ja wczoraj miałam taki dzień. Wykonałam codzienne obowiązki, poczytałam , pograłam w pasjansa i mahjonga, potem siadłam do pisania i też nie miałam nastroju do pisania. Dzień przesypał mi się przez palce jak piasek. Podczas nocnego czuwania obiecałam sobie, że dzisiaj zmobilizuję się do pracy. Posprzątam spiżarkę, pojadę do sklepu, zadzwonię do zegarmistrza i coś napiszę.
   Na razie realizuję ostatni punkt i piszę.
   Wczoraj przeczytałam książkę jednej z moich ulubionych autorek  Jayne Ann Krentz , znanej również jako Amanda Quick. Tytuł mojej lektury  to "Droga nad rzeką".
   Lucy i Mason po raz pierwszy spotykają się, gdy ona jest małolatą, a on poważnym 19-latkiem. Dzięki interwencji Masona, Lucy unika traumatycznych przeżyć, które zaważyłyby na całym jej życiu. Ich losy rozchodzą się. Ponownie spotykają się trzynaście lat później.
    Mason Fletcher wraz z bratem prowadzą firmę konsultingową, zajmującą się doprowadzaniem do końca nierozwiązanych spraw. Dorosła Lucy Sheridan pracuje w prywatnej firmie detektywistycznej, w dziale badań genealogicznych. Praca jej działu polega na poszukiwaniu zaginionych spadkobierców. Pewnego dnia sama zostaje spadkobierczynią.
   Powrót do odziedziczonego po ciotce domu powoduje lawinę zdarzeń, które nieodmiennie łączą się z wydarzeniami z przeszłości.
   Praca, którą na co dzień wykonują bohaterowie pozwala im rozwikłać kryminalne zagadki łączące przeszłość i teraźniejszość. Trup ściele się gęsto. A właściciel winnicy ma być szanse zamordowany ... korkociągiem(i cóż z tego, że zabytkowym).
   Oczywiście badaczka i konsultant mają się ku sobie, a prowadzone dochodzenie cementuje ich związek. Ona w przeszłości miała problemy z zaangażowaniem się w związek. On jest po rozwodzie, którego przyczyną była nieumiejętność komunikacji. Wspólnie radzą sobie świetnie z tymi mankamentami. Ona się angażuje, a on komunikuje.
    Może to moja wczorajsza chandra, ale nie do końca podobała mi się  " Droga nad rzeką ".
    A może przydałaby się wspomniana w książce terapia kognitywna i wszystko byłoby ok.
cdn

    

sobota, 21 listopada 2015

Zbieg okoliczności

     Wczoraj  oglądając Teleexpress dowiedziałam się , że Nowa Zelandia wybiera nową flagę . Powiecie i co z tego ? No cóż po prostu zbieg okoliczności .Akcja książki , z której wrażeniami chcę się z wami podzielić , rozgrywa się właśnie w Nowej Zelandii. Jest to :
" Pieśń Maorysów " Sarah Lark.
      Powieść (644 strony ) podzielona jest na części, które określają równocześnie czas i miejsce akcji.
 Ich tytuły to  :
1. Queenstown,Canterbury Plains 1893
2. Z własnej woli...Queenstown, Lake Pukaki, Canterbury Plains 1894-1895
3. Ucieczka Cantenbury Plains, Greymouth na Zachodnim Wybrzeżu 1896
4. Uzdrowienie Greymouth koniec1896 - początek 1898
5. Głosy duchów Greymouth, Otago, Blenheim, Christchurch
       Tak w ogóle to dla Europejczyków Nową Zelandię odkrył w  II połowie XVIII w. James Cook. Obecnie zdecydowaną większość stanowi ludność pochodzenia europejskiego , a rdzenna ludność Maorysi są w zdecydowanej mniejszości.
       Jedna z bohaterek powieści  tak przedstawia historię wyspy :
 " ...- Nie musi pan przepraszać za to, że Maorysi są "tubylcami"- odparła - Poza tym to w ogóle nieprawda. Oni również tu przywędrowali. W dwunastym wieku, z jednej z polinezyjskich wysp, którą nazywali Hawaiki. Która to dokładnie była wyspa nie wiadomo. Za to w przekazach zachowały się nazwy łodzi, na których przypłynęli. Moi przodkowie, na przykład, przybyli do Aotearoa na "Uruau".
     -Aotearoa to wasza nazwa Nowej Zelandii, prawda ? Oznacza...
     -Wielka Biała Chmura....
Pierwszy osadnik tutaj nazywał się Kupe, a jego żona Kura-maro-tini.....Noszę imię po niej..."
           W powieści rzadko pojawia się pełne imię tej, mającej ze strony matki maoryskie korzenie dziewczyny .Najczęściej nazywano ją po prostu Kurą. Skojarzenia ze zwykłą kurą odbiegają diametralnie od opisanej postaci. Mimo , że miała tylko 15 lat postrzegam ją jako egocentryczkę, bezwzględną w dążeniu do realizacji swoich celów.
           A co było największym marzeniem Kury ? Wyjazd do Anglii i występy na największych scenach operowych.
          Czy marzenia Kury się spełniły ?   Oczywiście odsyłam do książki, ale jako, że nie przepadam za takimi charakterami jak Kura to jedynie stwierdzę, że życie jej wredny charakter naprostowało.
      Równolegle śledzimy losy drugiej dziewczyny , notabene kuzynki Kury - Elaine. Odczuwałam wewnętrzny sprzeciw  w czasie lektury, że tak okrutnie doświadczał los tę miłą dziewczynę.
       Burzliwe losy tych dwóch młodych kobiet splatają się.
        Po lekturze "Pieśni Maorysów" ,jeżeli miałabym określić ją jednym słowem , to powiedziałabym mroczna. Szczególnie trzy pierwsze części są" thrillerowate" . Powieść trzyma w napięciu do ostatnich stron.
       I jeszcze jedno. Nie trudno wyobrazić mi sobie krajobrazów opisywanych w powieści .
       Jaka to magiczna kraina świadczy fakt, że właśnie tam kręcono Władcę Pierścieni i Opowieści z Narni.
        Krajobraz jest bardzo zróżnicowany ogromne równiny, obszary trawiaste, góry ,fiordy itp itd.
       Jeśli oglądacie adaptacje filmowe  książek Emilie Richards w  Romans TV, to możecie również podziwiać te przepiękne widoki       cdn


środa, 18 listopada 2015

Gdy zajrzałam ...

       Gdy zajrzałam na stronę wydawnictwa  Amber w zakładkę romans historyczny, znalazłam ponad 100 tytułów. Większość jest mi znana, bo... przeczytana.
      Sięgając na biblioteczną  półkę po książki tej serii nieodmiennie uśmiecham się i pierwsze co przychodzi mi na myśl to słowa popularnej kołysanki "Na Wojtusia z popielnika iskiereczka mruga ,chodź ,opowiem ci bajeczkę.." i oczywiście to co dalej "...była sobie raz królewna, pokochała grajka , król wyprawił im wesele i skończona bajka " .
     Pewnie ,że każdy tytuł to inna wersje bajki , ale to co nieodmienne , to dobre zakończenie...i żyli długo i szczęśliwie.
      Lubię taką lekturę po ciężkim pracowitym dniu, albo gdy mam doła .
      Optymistyczne zakończenie, nawet w bajce pociesza. Perypetie bohaterów bawią.     
        Współcześnie trudno byłoby napisać książkę  wzorując się na " Różach miłości ", gdyż nie wyobrażam sobie  20-latki z XXI w. nie znającej praktycznej strony "kwestii rozmnażania ".
        Sarah Mac Lean wykorzystała w swej opowieści  nieświadomość XIX w. panienek wstępujących w związek małżeński.
        Fizyczna strona miłości to temat, który teoretycznie chce poznać  dociekliwa bohaterka powieści. Jest ona osobą pragmatyczną, dla której zgłębianie wybranego tematu ma znaczenie pierwszorzędne. Kogóż wybiera w celu uzyskania informacji ,a no tego, o którym dużo mówi się na salonach w kontekście spraw damsko - męskich.
        Panna Philippa chciała, na dwa tygodnie przed ślubem ,uzyskać odpowiedzi na swoje pytania u właściciela kasyna Upadły Anioł i ...
....nie tyko poznała teorię ,ale również odbyły się zajęcia praktyczne .
     A w efekcie" upadły anioł" zakochał się.
     No oczywiście nie było to takie proste, było wiele trudności, zawirowań akcji .
     Ale jako, że jest to romans historyczny ...
... finał :
 "..Jego oczy płonęły namiętnością i obietnicą. - W imię miłości."...i ...
  "... i skończona bajka"    cdn
                                 
   Na marginesie , z tytułem" Róże miłości" skojarzyła mi się reklama róż długowiecznych .
Są żywe nawet 5 lat .Śledząc informację ,którymi jesteśmy bombardowani, o długości współczesnych związków ,szczególnie celebrytów, to trwałość róż jest dłuższa niż trwałość niektórych związków ???

wtorek, 17 listopada 2015

Lubicie lody ?

      Lubicie lody ? Ja bardzo. Ilekroć jest to możliwe, bez względu na porę roku, wstępuję do mojej ulubionej lodziarni, rozgrzeszam się z kalorii i konsumuję. Mam swoje ulubione rodzaje : fistaszkowe, bakaliowe ,pistacjowe, don vito. Oczywiście jest jeszcze wiele innych smaków, ale mimo mnogości oferty ,lodów lawendowych wsród nich nie widziałam .Może gdzieś bywają. Na pewno natomiast znajdziecie przepis na nie na końcu książki.
      Nina George tak pisze o zamieszczonych przepisach : " Kuchnia Prowansji...znajdujące się tutaj przepisy to typowe dla tego regionu potrawy, których aromaty i barwy towarzyszą bohaterom powieści ".
      Można więc poeksperymentować we własnej kuchni , poczuć zapachy i smaki Prowansji. Jeśli się na to zdecydujecie życzę smacznego.
    " Lawendowy pokój " to nie tylko " zachwycająca historia o miłości, która przywraca do życia ", to również przepisy kuchni Prowansalskiej i ... na końcu mamy jeszcze " Aptekę Literacką Jeana Perdu od Adamsa do Twaina ".
      Wszystkie polecane specyfiki=tytuły opatrzono  informacją o zastosowaniu i skutkach ubocznych , przecież pamiętamy, że ..." lek niewłaściwie stosowany zagraża Twojemu zdrowiu lub życiu."
       A jak wam się podoba to zalecenie : "...przyjmować przez wiele dni w lekkostrawnych dawkach ( około 5-50 stron). W miarę możliwości z opatulonymi nogami i/lub kotem na kolanach. ".
       Ja zaleconą  dawkę trochę zwiększyłam, za to zrezygnowałam z kota.

       Czas opuścić "Lawendowy pokój " jeśli czujecie niedosyt informacji na jego temat sami do niego wstąpcie. Ja udaję się do XIX-wiecznego Londynu  i kasyna Upadły Anioł .

        Tytuł - Róże miłości, autorka - Sarach MacLean   cdn


poniedziałek, 16 listopada 2015

Nie wierzę ...

Nie wierzę ,że nawet po latach mąż i kochanek okazują sobie pełne zrozumienie , że ten pierwszy nie może wybaczyć nieobecności tego drugiego przy łożu śmierci JEGO żony.
Mam prawo nie wierzyć ? Myślę, że mam.
  Ale, ale  miałam pisać o podróży.
       Wczoraj wyruszyłam w rejs z Paryża do Awinion. Cóż to była za podróż , pełna refleksji , przygód, interesujących przystanków . Podróż, w czasie której pojawiają się nowe postacie a co za tym idzie nowe wątki...Nie mam zamiaru streszczać niczego jedynie chcę podzielić z wami pewnymi spostrzeżeniami.
       Ciekawe czy u nas udałoby się" zapłacić " książką za mandat , za bilet wjazdu na autostradę lub za cokolwiek( można by przeprowadzić takie badania ale co do ich wyniku jestem pesymistycznie nastawiona) .
      Oczarowała mnie idea spotkań tangueros ,chętnie odwiedziłabym takie miejsce i popatrzyła na tango w wykonaniu tych pasjonatów tego tańca.
     Nie chciałabym mieć dostępu do Biblioteki Liści Palmowych ,w której na jednym liściu opisano by całe moje życie. Cóż by to było za życie bez marzeń, oczekiwań , wszystko z góry wiadomo.
     Bardzo podoba mi się wymyślone słowo " życzenistość "czyż nie lepiej żyć w niej a nie w rzeczywistości.   
    Napisałam ,że Lawendowy pokój to książka o księgarzu i jego miłości do książek ale to nieprawda. miłość do książek to jedynie tło dla historii  miłości do kobiety . Czy w tej książce zawarta jest historia jednej miłości ? Przekonajcie się sami.
    Na koniec, oczywiście zawsze jest jakieś ale - nie wierzę jw.    cdn                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                             

niedziela, 15 listopada 2015

Może jednak ...

Może jednak coś napiszę ...może od czasu do czasu...

Dzisiaj mobilizuje mnie fakt , że to ty synu przygotowałeś mi zaplecze techniczne mojego pomysłu i na pewno na utworzoną stronę zajrzysz .Cóż w pewnym wieku żeby zacząć pisać bloga nie wystarczą "swoje lata"(których dużo posiadam )lecz umiejętności techniczne, które są u mnie mizerne.

  O czym będę pisać ?
Oczywiście  przede wszystkim o czytaniu. Jak to powiedziałeś synu o romansidłach .Przepraszam ,że do fantasty nie mogę się przekonać chociaż tę książkę Sapkowskiego, którą ofiarowałeś mi lata temu pod choinkę przeczytałam a i w moje romansidła też fantasty się wprowadziło.

Co dzisiaj na tapecie ?
Lawendowy pokój Niny George.


   Nie wybrałam tej książki sama, prosiłam Jasia, żeby oddał przeczytane książki do biblioteki a przyniósł mi coś nowego. On nie wie ,że dzisiaj coś tu piszę o książkach i przyniósł mi książkę ... o księgarzu, jego miłości do książek . O księgarzu, który nazwał swą księgarnie na wodzie Apteka Literacka i tak jak nazwa wskazuje polecał książki by leczyły dolegliwości dnia codziennego.
       Ja z tych leków korzystam codziennie już od lat, myślę, że z bardzo dobrym efektem chociaż obserwuję skutki uboczne - czasem coś jest nieposprzątane...
        Pamiętam jak wybierałam cytat na któryś jubileusz biblioteki i ten najbardziej do mnie przemówił :
"Książki są bramą, przez którą wychodzisz na ulicę, mówiła Patricia. Dzięki nim uczysz się, mądrzejesz, podróżujesz, marzysz, wyobrażasz sobie, przeżywasz losy innych, swoje życie mnożysz razy tysiąc. Ciekawe, czy ktoś da ci więcej za tak niewiele. Pomagają też odpędzić różne złe rzeczy - samotność, upiory i tym podobne gówna. Czasem się zastanawiam, jak możecie znieść to wszystko wy, które nie czytacie ?" (Arturo Perez-Reverte - Królowa Południa )
      Ja czytam. Czytam  Lawendowy pokój  i z panem Perdu wyruszam jego pływającą księgarnią w podróż .. cdn