Wróciłam z urlopu.
Pierwszy raz od pięciu lat wyjechałam na dłużej niż na weekend.
Planowałam ten wyjazd znacznie wcześniej, ale w ostatnim dniu jakby mi ktoś powiedział - nie jedź - to bym nie pojechała.
I byłyby same straty. Nie zwiedziłabym tylu pięknych miejsc, nie wiedziałabym co to jest fish pedicure ( na samą myśl, że mogłabym wsadzić stopy do akwarium z rybkami podwijają mi się palce), nie żałowałabym, że nie ma z kim potańczyć, jak fajnie grają (choćby jakaś namiastka Patrica Swayze by się przydała, no cóż, pomarzyć dobra rzecz), nie miałabym tyle czasu na czytanie.
Oczywiście wyruszyłam w moją podróż z biegu, po nieprzespanej nocy, nie do końca pewna zawartości walizki, ale do lektury przygotowana. Na to znalazłam przed wyjazdem czas. Wpadłam do biblioteki prosząc o lekturę w dwójnasób lekką czyli zarówno w treści jak i w wadze, żeby tyle nie tachać w bagażu.
Moje życzenie zostało spełnione i tym sposobem przeczytałam:
"Przekręt" Sandry Brown , "Radość dla początkujących" Erici Bauermeister, "Siostrzyczki" Jayne Ann Krentz, "Podróż bezślubną" Julii Llewellyn i "Futra perły i łzy jak piołun gorzkie"Danuty Nosiczczyńskiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz